O pociągach co wjechały do kopalni w Sierakowie i zaginęły.

Czas zamienia fakty w opowieści na wpół prawdziwe, te z czasem stają się bajaniami ledwie z historią mającymi coś wspólnego, aby na koniec stać się legendą. Przekazywane z ust do ust, zniekształcane przez wyobraźnię opowiadających, opowieści o dawnych wydarzeniach, czasami zderzają się z faktami utrwalonymi na papierze dokumentów. Takie konfrontacje babcinych opowieści z przekazem historycznym czasami, choć nader rzadko mogą uzupełnić, ba wzbogacić i urealnić zapomniany nieomal obraz.

Nie tak wcale dawno, ale dość dawno, żeby będący miejscem najrzetelniejszej wymiany informacji i lokalnych ploteczek warsztat fryzjerski słynnego Pana Tadzia, przestał istnieć, pomiędzy czekającymi na wykonywane ręką mistrza strzyżenie wybuchła ożywiona dyskusja. To wtedy jej uczestnicy opowiedzieli swoje wersje historyjek o działalności i upadku kopalni węgla, te, które słyszeli od dziadków i babć a oni być może od swoich …

Jeden z obecnych opowiadał: dawniej w Sierakowie, to było prawdziwe zagłębie węgla, w kopalni pracowało mnóstwo ludzi, a po pochyłej sztolni wjeżdżały do kopalni całe pociągi ciągnięte przez lokomotywę. Potem to wszystko zamarło. Ludzie się rozjechali. Ostatni pociąg to w ogóle nawet spod ziemi nie wyjechał.

Konfrontacja z rzeczywistością jest tutaj dość oczywista. Kopalnia rzeczywiście była, i to niejedna. Fedrowano w nich, w okolicy Sierakowa, węgiel brunatny już od połowy XIX wieku.

Żadna z kopalń nie była jednak nigdy tak duża jak ta na rycinie pokazującej Kopalnia węgla brunatnego w Duchowie w Czechach. Marzenia jednak zawsze towarzyszyły ludziom …

Kopalnia węgla brunatnego w Duchowie w Czechach.

Wyjątkowa zaleta gruntów węglowych w Sierakowie nie tylko ułatwiała ich eksploatację, lecz zapewnia powstającym w tym miejscu kopalniom przyszłość i możność dalszego rozwoju. Pokład węglowy zalegał na głębokości około 20 m, a jego grubość dochodziła do 2,5 metra. Jak pisano: gatunek węgla jest dobry i przewyższa nawet węgiel niemiecki, a wartość jego opałowa wynosi około 5.000 kalorii. Warstwa węglowa nie jest wszędzie godna odbudowy, bo czasami pokład wyklinia się zupełnie, ale ponieważ miejsca takie nie są częste, na ogół powiedzieć można, że podkładowa warstwa węglowa jest godna odbudowy. Miąższość jest nierówna, waha się pomiędzy 1,5 do 5 metr., jednak w większej głębokości pokłady ciągną się często bez wykliniania się na odległość kilku kilometrów i wtedy zapasy jednego tylko odkrycia wynoszą przeszło miliard hektolitrów. Na początku lat 20 produkcja dzienna wynosiła kilka wagonów. Wtedy to intensywnie pracowano nad rozbudową i urządzeniem kopalni.  Według projektu, wydajność dwóch szybów miała wzrosnąć do około 35 wagonów dziennie, czyli przeszło 10.000 wagonów rocznie. To jednak były tylko prognozy, czy raczej może marzenia inwestorów. Kolejkami górniczymi wywożono z kopalni węgiel w wagonikach kopalnianych by później przeładować go do normalnych węglarek na własnej bocznicy. Jednak składów tych nie ciągnęły pod ziemią lokomotywy, tylko konie. Jak się okazuje ziarenko prawdy w opowieści jest. Zwłaszcza jeśli zważymy, że w okresie największego rozkwitu, poprzedzającego zresztą dramatyczny upadek, kopalnie zatrudniały nawet 250 robotników. Upadłość Sierakowskich Kopalni Węgla S.A. miła miejsce w 1926 roku a syndyk masy upadłości zakończył swoje czynności po zalaniu kopalnianych chodników wodą w latach 30.

Pan Tadeusz skomentował tą opowieść: myśmy byli dość biedni. Pamiętam jak byłem dzieckiem czasami brakowało opału do pieca. Jak już było bardzo źle to babcia brała ze sobą płachtę i znikała na kilka godzin. Zawsze wracał umordowana i umorusana niosąc na plecach sporych rozmiarów wiązkę takiego dziwnego węgla brunatnego, jakby zwęglone drzewo. Widać w nim było wyraźnie słoje drewna. Skąd ona to tośtała nie wiem. Chyba to była jakaś rodzinna tajemnica.

I w tej opowieści jest bardzo dużo prawdy, a jej kształt jest całkiem prawdopodobną relacją z rzeczywistych wydarzeń. Oto bowiem: węgiel brunatny, od swego koloru tak nazwany, niekiedy bardzo podobny jest do kamiennego, lecz często, wygląda jak twarde drzewo, które przez długi czas we wodzie leżało. Znajduje się niegłęboko pod powierzchnią ziemi w dolinie rzeki Warty w bardzo wielu miejscach (Biesiada: bezpłatny dodatek tygodniowy “Postępu” 1914.07.05, R.2, Nr 27). Już na początku XIX w. był on eksploatowany odkrywkowo. Jak wspominają najstarsi obywatele Sierakowa: jakeśmy się kąpali w Warcie to w niektórych miejscach, a osobliwie koło Zatomia przy promie, dawało się wyczuć węgiel stopami, a niektórzy nurkowali po kawałki. W wielu innych miejscach cienka pierwsza warstwa węgla dochodziła nieomal do powierzchni, a kawały zdrewniałego lignitu (tak nazywano odmianę węgla brunatnego o stosunkowo dobrze zachowanej strukturze drewna)  dawały się wydobyć czy to po głębokiej orce czy to na skarpach. Ktoś kto znał takie miejsca, a było ich w pobliżu Sierakowa kilka, zwłaszcza pomiędzy miastem a Kłosowicami i w Marianowie, mógł zapewne nie bez wysiłku, zdobyć opał, bardziej wartościowy niż suche gałęzie. Przy tej opowieści narzuca się pytanie: po co ktoś miałby szukać drewna w miejscu na skraju lasu pełnego chrustu?

Fragment terenów posówkowych Nadleśnictwo Wronki.

Otóż w czasach, których dotyczy ta opowieść lasu w najbliżej okolicy Sierakowa nie było. Choć trudno w to uwierzyć po gradacji sówki chojnówki, która miała miejsce na początku lat 20. XX wieku, która zjadła cały las, a uschniętą puszczę w pień wycięto. Miejsce puszczy na kilka lat zajęła piaszczysta pustynia. To z tego okresu musi pochodzić ta opowieść.

W często powtarzanych opowieściach usłyszeć można także o tunelach rzekomo łączących kościół, czy zamek z odległymi nawet miejscami. Tuneli tych rzeczywiście było wiele. Przez ponad 70 lat wydobycia, migrujące za węglem kopalnie wydrążyły zapewne wiele, może nawet dziesiątki, kilometrów chodników. Nie służyły one jednak niczemu innemu jak dotarciu do skrywającego się pod ziemią brunatnego bogactwa. Historię kopalnictwa z pamięci społecznej wyparły one, ważniejsze wydarzenia. Jej ślady pozostały jednak w opowieściach, które może, z czasem przerodzą się w legendę. Czasami można także na nie trafić podczas spaceru na ziemi pod postacią coraz rzadszych zapadlisk – szkód górniczych, świadczących o dawnej działalności człowieka.

Chalasz©2021

Opublikowano: wielkopolskahistorycznie.pl

2 myśli na “O pociągach co wjechały do kopalni w Sierakowie i zaginęły.”

  1. I mnie zdarzyło się w dzieciństwie kopać w Kłosowicach węgiel brunatny i nosić go koszami na pryzmę, by wysechł, a w zimie nadawał się do palenia w piecu kaflowym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzynaście + sześć =