Okrągła, 100 rocznica odzyskania niepodległości, którą nie tak przecież dawno celebrowaliśmy, powinna pobudzić głębsze refleksje nad tożsamością narodową i jej przetrwaniem. Nie pobudziła. Pytanie: jak to się stało, że pomimo 124 lat niewoli naród przetrwał ?, chociaż tyle razy wykrwawiał się w przegranych zrywach niepodległościowych, właściwie nie padało. Odpowiedź, szczególnie dla nas – Wielkopolan, tylko pozornie jest oczywista. Prowadzona przez Prusy przemyślana, sprytna i konsekwentna polityka germanizacyjna mogła przecież przynieść lepsze rezultaty. Jak to si stało, że Wielkopolanie mieli świadomość, siły i środki aby Powstanie Wielkopolskie okazało się zwycięskim? No i to co najważniejsze. Kim byli ludzie, dzięki którym Polacy nie zostali wchłonięci przez żywioł germański.
Chociaż kluczowe postacie walki o niepodległość są doskonale znane to w ich cieniu pozostaje wielu cichych bohaterów, szarych eminencji późniejszego zwycięstwa. To ich praca, długoletnie, przez dziesięciolecia prowadzone starania, konsekwencja i upór były fundamentem na jakim oparto zwycięstwo.
Kiedy w 1793 r. Wielkopolska na podstawie postanowień drugiego układu rozbiorowego włączona została w granice państwa pruskiego a na jej terytorium wkroczyły pruskie wojska nigdzie, poza Sierakowem i Kargową, nie napotkały zbrojnego oporu. W Sierakowie rotmistrz Adam Klemens hr. Kwilecki starł się na czele niewielkiego oddziału jazdy z wkraczającymi nieprzyjaciółmi.
Przez kolejne lata przelano morze polskiej krwi, na ołtarzu walki o niepodległość złożono setki tysięcy ofiar. Wszystko beznadziejnie. W 1794 roku Wielkopolanie zaangażowali się w Powstanie Kościuszkowskie. Później aktywnie przyłączyli się do walki w szeregach Napoleona, w nim upatrując przewodnika ku niepodległości. Dwadzieścia lat później tracili życie i majątki w przegranym Powstaniu Listopadowym i wojnie polsko-rosyjskiej lat 1830-31. Najlepsi synowie narodu podejmowali walkę i … przegrywali.
To wtedy pojawiły się zupełnie nowa koncepcja walki o przetrwanie narodowe i przygotowania do kolejnej walki zbrojnej. U podstaw tej idei leżało przekonanie, że Polska może odzyskać niepodległość tylko w przypadku konfliktu zbrojnego pomiędzy zaborcami i w warunkach pomocy z zewnątrz. Żeby jednak naród był gotowy do chwycenia za broń w takim właśnie momencie uznano za konieczne wychowanie nowego społeczeństwa, umocnienie świadomości narodowej, poziomu gospodarowania i kultury. Tak ukształtowany naród z czasem miałby stać się konkurencyjny dla instytucji zaborcy, a gdy wreszcie nadejdzie odpowiednia pora, uderzy raz, ale skutecznie.
Ideę tą nazwano pracą organiczną (Jan Koźmian dopiero w 1848 r.). Nie była to organizacja, związek czy stowarzyszenie, lecz myśl, idea, koncepcja, która w kolejnych pokoleniach pomiędzy latami 1832-1918 miała kontynuatorów i następców. Praca prowadzona we własnych warsztatach, przedsiębiorstwach czy gospodarstwach nie miała w sobie heroizmu innego niż przeciwstawianie się Niemcom a popieranie rodaków. Nie afiszowała się swoją wyjątkowością a jednak owoce osiąganego sukcesu ekonomicznego spożytkowywała uwzględniając długofalowe potrzeby narodowe. Organicznicy, gdy zaszła taka potrzeba, nie odżegnywali się od udziału w walce zbrojnej, a żaden z nich nie zawężał zakresu swej pracy do jednej tylko dziedziny.
Za duchowego przywódcę organiczników uważany jest dr Karol Marcinkowski (1800-46), poznański lekarz i społecznik, który pisał: (…) Zaniechajmy liczyć na oręż, na zbrojne powstania, na pomoc obcych mocarstw i ludów, a natomiast liczmy na siebie samych, kształćmy się na wszystkich polach, pracujmy nie tylko w zawodach naukowych, ale także w handlu, przemyśle, rękodzielnictwie, stwórzmy stan średni, usiłujmy podnieść się moralnie i ekonomicznie, a wtenczas z nami liczyć się będą!
W jego najbliższym otoczeniu pozostawali między innymi ziemianie bracia Maciej i Seweryn Mielżyńscy i Gustaw Potworowski oraz arystokraci Tytus Działyński i Edward Raczyński. Sukces idei pracy organicznej nie wynikał jednak z zaangażowania garstki ideologicznych przywódców a z pracy szerszej rzeszy obywateli gotowych poświęcić swój czas i zaryzykować pieniądze.
To oni wspierali kapitałem intelektualistów gotowych do ryzykownej pracy dziennikarskiej. To oni finansowali budowę bibliotek i teatru. To oni wreszcie swoją codzienną aktywnością wspierali propagowanie wiedzy o dobrym gospodarowaniu tak w rolnictwie jak i w rzemiośle.
Jednym z tych cichych i w rzeczywistości zapomnianych bohaterów był:
Mieczysław hr. Kwilecki, ziemianin, działacz polityczny i gospodarczy, parlamentarzysta. Urodził się 15 VIII 1833 w Malińcu w powiecie konińskim. Był synem Hektora (1800-1843) i Marii Izabelli hr. Tauffkirchen und Laterano, damy dworu bawarskiego (1807-1855) i bratankiem Arsena Kwileckiego.
Lata dzieciństwa spędził w Malińcu. Osierocony we wczesnej młodości (ojciec zmarł w 1843 roku) z woli wychowawców przebywał w Świdnicy w powiecie wschowskim. Stąd dojeżdżał do gimnazjum (prawdopodobnie Marii Magdaleny) w Poznaniu. Później kształcił się w korpusie kadetów w Dreźnie (tej samej gdzie kształcił się dziadek jego późniejszej żony, twórca legionów polskich Jan Henryk Dąbrowski) i w szkole wojennej w Berlinie. Po ukończeniu edukacji wojskowej przez kilka służył jako podporucznik w artylerii gwardii.
Otrzymawszy przy działach rodzinnych majątek Oporowo, zniszczony i podupadły podczas długoletniego braku nadzoru właścicielskiego, zabrał się gorliwie do pracy. Pracę na roli bardzo lubił. Jego aktywność nie ograniczała się jednak tylko do niej obejmując coraz to nowe obszary życia gospodarczego, społecznego i politycznego.
W roku 1857 ożenił się z Marią Mańkowską (1837-1924) z Winnogóry, siostrą Barbary (zob.), wnuczką gen. J. H. Dąbrowskiego.Ślub młodej pary odbył się 29 września 1857 roku w kościele św. Małgorzaty w Poznaniu. Młodych małżonków błogosławił arcybiskup Leon Przyłuski. Miodowy tydzień młoda para spędziła w poznańskim hotelu Bazar. Rodzinni kronikarze odnotowali przyjazd Mieczysławowej Kwileckiej do Oporowa, gdzie nikt nie był przygotowany na jej powitanie. „Wszędzie było ciemno, w kuchni jedynie dymiąca lampa naftowa, sam dom był niewielki, po trzy okna z każdej strony, kilka drzew owocowych oraz domy robotników w ruinie” – takie było pierwsze wrażenie hrabiny Kwileckiej. Trzeba było wracać do Poznania, gdzie Kwileccy przeczekali remonty oporowskiego pałacu. W Poznaniu dwa lata po ślubie urodził się pierwszy syn Hektor. Kolejne dzieci, z wyjątkiem Kazimierza (1863 r.), urodzonego w Paryżu, i Anny, urodzonej w Poznaniu (1875 r.), przyszły na świat w Oporowie: Władysław (1860 r.), Jadwiga (1861 r.), Maria (1870 r.) oraz Julia (1877 r.).
W początkach kariery politycznej należał do grona szlachty liberalnej.
Usilnie popierał powstanie „Dziennika Poznańskiego”. W roku 1860 ofiarował na ten cel niemałą sumę 200 talarów oraz pożyczył 3 tysiące talarów na wpłacenie kaucji. Od początku istnienia Dziennika aż do swojej śmierci Mieczysław Kwilecki był prezesem Rady Nadzorczej Towarzystwa Akcyjnego „Dziennik Poznański”,
W roku 1861 należał do organizacji przygotowującej ruch powstańczy w Królestwie Polskim. Przy rewizji przeprowadzonej u Jana hr. Działyńskiego w zarekwirowanej korespondencji natrafiono na ślady jego udziału w konspiracji. Na tej podstawie wtrącono go do więzienia w Szamotułach. Wypuszczony na wolność Kwilecki wyjechał do Paryża. Po rocznym śledztwie stawił się jednak na rozprawę. Aresztowany, przesiedział w niesławnym berlińskim więzieniu w Moabicie trzy miesiące. W czasie procesu został zwolniony z więzienia, a w roku 1864 z braku przekonywujących dowodów winy również uniewinniony. Wróciwszy po tym epizodzie do Oporowa, włączył się gorliwie w życie narodowe Wielkiego Księstwa Poznańskiego zajmując w nim ważną, kierowniczą rolę.
Po roku 1864 Mieczysław Kwilecki rozpoczął działalność parlamentarną. W r. 1866 został wysunięty przez wielką własność Poznańskiego do Izby Panów sejmu pruskiego, w której zasiadał dożywotnio. Wielkiej roli tam nie odegrał, niemniej jednak przemawiał wiele razy w sprawach narodowych (1873 – przeciw projektowi ustawy językowej, 1876 – przeciw projektowi ustawy o języku urzędowym, 1886 – przeciw utworzeniu Komisji Kolonizacyjnej, 1887 – w sprawie nowego podziału na powiaty, 1902 – przeciw nowemu projektowi ustawy kolonizacyjnej, 1908 – przeciw projektowi ustawy o wywłaszczeniu). W marcu 1916 r. wybrany został wiceprezesem Koła Polskiego w Sejmie. Był również posłem do parlamentu północnoniemieckiego (1867-70) z okręgu Śrem-Środa. Od lat siedemdziesiątych należał do prowincjonalnego komitetu wyborczego, był też prezesem Centralnego Komitetu Wyborczego dla Poznańskiego, usunął się jednak w r. 1887 w związku z oskarżeniami, jakoby bank „Kwilecki, Potocki i Sp.” sprzedał majątek Radłowo Komisji Kolonizacyjnej.
Dużo większe sukcesy osiągał Kwilecki na niwie gospodarczej wykazując nieprzeciętne talenty zarządcze. Znacznie powiększył rodzinny i tak już duży majątek. Do objętych wcześniej: rodzinnego Oporowa, Kluczewa w Szamotulskim, Świdnicy i odziedziczonym po bracie Władysławie kluczu gosławicki dokupił około roku 1876-1878 Grodziec w powiecie kaliskim.
Kwilcz, uzyskany po stryju Arsenie w roku 1883, przekazał w rok później synowi Hektorowi. Świetnie prowadził własne majątki, znana była zwłaszcza jego zarodowa owczarnia w Oporowie, przynosząca mu liczne nagrody na wystawach hodowlanych (np. w Moskwie, Buenos Aires).
Należał do Centralnego Towarzystwa Gospodarczego (CTG), od r. 1865 jako członek zarządu, a od 1901/2 honorowy członek zarządu. Z ramienia CTG organizował wystawę rolniczą w Szamotułach (1870), reprezentował go na toruńskim sejmiku gospodarczym dla nawiązania kontaktów ze szlachtą pomorską itd.
Wzorując się na przykładzie ojca swojej żony – Teodora, który otworzył w Londynie bank agronomiczny dla handlu z Odessą założył w Poznaniu podobna instytucję. Celem banku Kwilecki Potocki.
Poza oczywistym pomnażaniem kapitału, było wyemancypowanie handlu zbożem i innymi płodami rolnymi spod monopolu niemieckiego. Bank powstał 28 września 1870 roku w formie akcyjnej spółki komandytowej pod nazwą Bank Rolniczo-Przemysłowy Kwilecki, Potocki i Spółka i z inicjatywy ziemian – Mieczysława Kwileckiego (1833-1918) i Bolesława Potockiego (1829-1898) oraz bankiera Mieczysława Łyskowskiego (1825-1894), który wcześniej, w latach 1866-1870, stał na czele Domu Bankowego Donimirski, Kalkstein, Łyskowski i Ska. Bank kredytował wielką własność ziemską i szeroko pojęty przemysł rolny. Był ważną placówką ekonomicznej walki społeczeństwa polskiego z germanizacją. W krótkim czasie bank otworzył oddziały we wszystkich miastach Wielkopolski oraz we Wrocławiu, ponadto ekspozytury w Małopolsce, na Podolu i w Kijowie. Zajmował się tam głównie obsługą handlu zbożem i wełną. Bank ten, przekształcony w 1912 roku w spółkę akcyjną, był jedną z największych polskich instytucji kredytowych w zaborze pruskim.
W tym samym roku zaangażował się w prace najstarszej, powstałej w 1838 roku polskiej spółki akcyjnej w księstwie – „Bazaru Poznańskiego”. Tam był długie lata (1870-1901) członkiem dyrekcji (dyrektorem administrującym), a potem (1902-9) prezesem rady nadzorczej. W “Bazarze” swoją siedzibę miały takie inicjatywy jak Centralne Towarzystwo Gospodarskie, Bank Włościański, Towarzystwa Pomocy Naukowej, Towarzystwo Ludoznawcze, Towarzystwo Wykładów Ludowych, Kasyno Towarzyskie (później Koło Towarzyskie), a także przez pewien okres Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Tu powstały takie tytuły prasowe jak: Dziennik Poznański, Kurier Poznański i Orędownik.
Obradował tu Centralny Komitet Wyborczy, który przygotowywał polskie listy kandydatów do Sejmu Pruskiego i Parlamentu Rzeszy. Posiadał tu swój “sklep żelazny” Hipolit Cegielski. W 1848 miał tu siedzibę Komitet Narodowy – rząd podczas powstania w 1848 roku – Wiosny Ludów. W Hotelu nocował również Ignacy Paderewski, którego przemówienie z okna w dniu 27 grudnia 1918 roku uruchomiło kaskadę zdarzeń, które doprowadziły do wybuchu powstania wielkopolskiego. W okresie międzywojennym priorytety akcjonariuszy uległy przesunięciu w kierunku efektywniejszego ekonomicznie wykorzystania inwestycji.
Popierał finansowo Towarzystwo Pomocy Naukowej, którego był członkiem od roku 1870, a prezesem w latach 1900-18.
Kwilecki był też jednym z fundatorów i akcjonariuszy Teatru Polskiego w Poznaniu (Teatr w Ogrodzie Potockich – 1875).
Widząc potrzebę wsparcia kredytem nie tylko wielkiej własności ziemskiej ale także włościan, wykorzystał swoje doświadczenie i pieniądze przy tworzeniu w roku 1872 Banku Włościańskiego. Wspierał jego działanie zasiadając jako członek w radzie nadzorczej aż do 1918 r.
W roku 1872 należał do grona współzałożycieli Towarzystwa Oświaty Ludowej.
Podobnie jednak jak i „Dziennik”, Kwilecki przeszedł w swoich poglądach politycznych wyraźną ewolucję, zbliżając się z czasem się do konserwatystów i ugodowców. W roku 1888 witał w Poznaniu cesarzową z nadzieją, że wraz ze zmianą dynasty zaistnieje możliwość nawiązania korzystnych dla Polaków kontaktów z nowym cesarzem. W r. 1892 brał udział w deputacji do min. R. Bossego, w czasie jego pobytu w Poznaniu, w sprawie ustępstw dla języka polskiego w szkole. Odchodził jednak wyraźnie od polityki oddając się coraz bardziej działalności kulturalnej i gospodarczej.
Był wreszcie także zastępcą przewodniczącego sekcji poznańskiej Związku Producentów Okowity w Niemczech (od założenia w r. 1898 do r. 1914). Zmarł 5 VI 1918 r. w Oporowie. Został pochowany w kościele w Kwilczu.
Roman Chalasz©2020
Czasem mi się wydaje, że jako naród by się zjednoczyć musimy mieć wroga z zewnątrz, jeśli go nie ma dzielimy się lub politycy niestety skutecznie dzielą nas, i żadne – niestety – wzorce i doświadczenia nie pomagają.
Coś w tym jest …
Ja tam podziwiam prace Romana
Ziemiaństwo w Wielkopolsce gruntownie wykształcone na uczelniach zachodnich , stworzyło coś w rodzaju mecenatu nad budzeniem świadomości narodowej Wielkopolan, Praca organiczna to m.i wywołanie konkurencyjności ekonomicznej, pielęgnowanie kultury polskiej, oświata. Takiej pracy zabrakło w innych regionach Polski. Stąd Powstanie. Zwycięstwo. I tak wielu bohaterów.
Jeden z największych CICHYCH BOHATERÓW. Ich to talenty, kunszt, wiedza, determinacja, iście odrodzeniowa wszechstronność, odpowiedzialność, hojność i odwaga mogły dać plon stukrotny. Wierzę, że współcześnie w naszym narodzie takich osób jest wiele, jednak (może na szczęście) ich czas jeszcze nie nadszedł.