Dnia 25 czerwca 1658 roku królewska para: Jan Kazimierz Waza i Ludwika Maria Gonzaga, wyjechała z Sierakowa do Drezdenka, twierdzy na granicy Rzeczpospolitej i Brandenburgii.

Następnego dnia Jan Kazimierz powrócił do Sierakowa, królowa zaś udała się do Berlina do kurfursta (spolszczenie od niem. Kurfürst – książę elektor) Fryderyka Wilhelma. Była to bardzo ważna misja. Znamienne, że królowa wyruszyła w nią sama. Cele podróży tak opisywali współcześni: Ludwika królowa wymyśliła sobie odwiedzić elektora sama w Berlinie aby przez swą wizytę zjednać większą konfìdencję z elektorową а przez nią gruntowniej ligę króla Kazimierza z elektorem ustanowić, ustnie naradziwszy się сo do rzeczy, o których przez listy nie mogła tego uczynić. W rzeczywistości jednak jej wizyta miała zmobilizować Elektora do działania.

Prowadzone bowiem od miesięcy przygotowania do oblężenia Torunia, choć postępowały, przedłużały się ponad miarę. Konieczność dyplomatycznego porozumienia z elektorem brandenburskim, wyraźnie, ponownie ostygłym w swej przyjaźni, stawała się najpilniejszą potrzebą. Tylko ostatecznie usuwając Szwedów z ziem Rzeczpospolitej można było zakończyć tę wyniszczająca wojnę. Nie znamy przebiegu jej rozmów, pewne są jednak ich widoczne rezultaty.
Królowej towarzyszył, a być może dowodził oddziałem stanowiącym jej straż, Krzysztof Unruh (Unrug 1624-1689), właściciel Międzychodu, Muchocina i Wielowsi. Tenże był starostą wałeckim i gnieźnieńskim. W boju, a walczył całe życie, był odważnym dowódcą, jednak jednocześnie był człowiekiem bardzo okrutnym i wyrachowanym. Za młodu studiował w Leyden, następnie był członkiem polskiego poselstwa we Francji. Jego doskonała znajomość francuskiego była zapewne jednym z głównych argumentów na przydzielenie go do asysty Ludwiki Marii. On też jako pierwszy z Unruhów służył w wojsku polskim. W 1648 r. w stopniu rotmistrza walczył z Kozakami pod Zbarażem. Wystawił własnym sumptem chorągiew i bił Tatarów, Turków i Kozaków. Był jednak zdrajcą.

Podczas potopu szwedzkiego w 1655 r. przeszedł na stronę wroga. Wsparty przez regiment rajtarów zaatakował, jednak bez sukcesu, kościół w Kamionnie. Tu obroną dowodziła Barbara Breza z Goraja, która do końca wojny polsko-szwedzkiej najeżdżała i paliła majątki wspierających najeźdźców protestantów – w tym również Unruhów. Protestanccy Unruhowie, wraz ze swoimi nowymi przyjaciółmi poczynali sobie jednak nadzwyczaj śmiało. Złupili wiele majątków szlacheckich zamordowali setki ludzi. Uczestniczyli wraz z oddziałami szwedzkimi z zdobyciu Babimostu, tam łupili i mordowali.

Byli także oskarżeni o wspólne z nieprzyjacielem zamęczenie w Zbąszyniu oficjała, księdza Gowarzewskiego i księdza kanonika poznańskiego Jana Sobińskiego oraz kilku mieszczan. Krzysztof podobno upraszał u Karola Gustawa „beneficjów i kaduków” za swoje zasługi oraz dóbr ziemskich uwolnionych morderstwami od dotychczasowych właścicieli. Jana Kazimierza nazywał „łońskim królem”. Wiele faktów z jego ówczesnej działalności znamy, gdyż zachowały się księgi grodzkie z procesów tak o zdradę jak i o odszkodowania za szkody. Krzysztof Unruh z Międzychodu oraz jego krewniak Aleksander Unruh z Piesek pod Międzyrzeczem zdobyli ze Szwedami Pszczew. Tam spalili kościół i plebanię razem z proboszczem, po czym puścili miasteczko z dymem. W Trzcielu okrutnie palili katolików na stosach w ich liczbie plebana i wikarego. Zapuścili też czerwonego kura na samym kościele.
Kiedy zwycięstwo zaczęło się przechylać na polską stronę Unruhowie zmienili front. Opuścili swych szwedzkich protektorów, ukorzyli się przed Janem Kazimierzem i zaczęli walczyć po jego stronie. Unruhowie pozostali prawie całkiem bezkarni. Jedyny despekt jaki ich spotkał to fakt, że Krzysztof musiał aż do roku 1661 czekać aby monarcha zatwierdził przygotowany przez niego statut i nadał prawa miejskie założonej przez niego osadzie Unruhstadt (niem. Miasto Unruhów), która z czasem połączyła się w jeden organizm miejski z Kargową. Jednak cóż to za kara i jaka uciążliwość w obliczu tak wielu kaźni i śmierci. Kiedy się zrehabilitował, wystawił regiment piechoty, w którym był pułkownikiem. Był komisarzem do spraw rozgraniczenia Rzeczypospolitej z Brandenburgią, a u schyłku życia, w 1685 r. był także posłem na Sejm. W części zapewne za zrabowane pieniądze, znacznie powiększył rodzinne włości dokupując m.in. majątki: Trzciel, Kargową, Tomyśl, Poniec i Skoki.
Takie to były czasy. Lojalność mierzono na mieszki ze złotem, cnota ważyła mniej niż puch, a wieczysta przyjaźń trwała tylko tak długo jak sechł atrament na podpisach pod traktatem.
Ludwika Maria Gonzaga miała więc w podróży wyjątkowo zacne towarzystwo. Udała się do Elektora Brandenburskiego Fryderyka Wilhelma aby przypomnieć mu o zawartych ledwie przed kilkoma miesiącami umowach i zobowiązaniach. Pamięć bowiem miał kurfurst Fryderyk Wilhelm nieprzesadne długą.

Jeszcze w 1641 roku składał on hołd lenny Władysławowi IV, a w czasie najazdu Szwedów skuszony traktatem w Malborku a w nim obietnicą niepodległości Prus Książęcych, przyłączył się do Karola Gustawa podejmując działania wojenne przeciw Polsce. Najpierw 12 listopada 1655 Fryderyk Wilhelm podpisał ze szlachtą Prus Królewskich sojusz obronny w Ryńsku, w myśl postanowień którego wojska brandenburskie miały obsadzić większe miasta tej prowincji z wyjątkiem Torunia, Elbląga i Gdańska. 17 stycznia 1656 roku, uznał się jako książę Prus za wasala Karola Gustawa. Uczynił tak, mimo iż w jego przybocznej radzie gabinetowej za tą opcji był tylko jeden głos, uzasadniając, iż Korona Polska nie jest w stanie zapewnić Prusom Książęcym i jemu, zagwarantowanego w traktacie krakowskim bezpieczeństwa i opieki. Podczas bitwy warszawskiej udzielił Karolowi Gustawowi posiłków w liczbie 8500 żołnierzy, prawie tylu ilu wystawili Szwedzi (9 500). Był to pierwszy czyn militarny w historii Prus.

Stał się również jednym z sygnatariuszy traktatu w Radnot (umowy dzielącej podbitą Rzeczpospolitą pomiędzy Szwecję, Brandenburgię i Siedmiogród oraz uwzględniającą oczekiwania kozaków Chmielnickiego i interesy Bogusława Radziwiłła). To dzięki temu traktatowi miałaby mu przypaść Wielkopolska razem z wcześniej przyznaną mu przez króla szwedzkiego Warmią. Po klęsce polityki z Radnot i w obliczu sojuszu polsko-austriackiego, a zwłaszcza wobec coraz bardziej prawdopodobnej klęski Szwecji w wojnie z Rzecząpospolitą postanowił zmienić front.
Polska zapłaciła za tą zmianę straszną cenę. Fryderyk Wilhelm wymógł bowiem podpisanie w 1657 roku traktatów welawsko-bydgoskich. Na ich mocy Prusy Książęce uzyskały suwerenność aż do wymarcia Hohenzollernów. Rzeczpospolita zobowiązała się nawet do wspierania Brandenburgii siłą 8 tys. żołnierzy i zapłacenia 120 tys. talarów. Jan Kazimierz przekazał też Prusom Lębork i Bytów, a za pożyczkę 400 tys. talarów dał elektorowi w zastaw Elbląg. Fryderyk Wilhelm, elektor brandenburski i książę pruski, zawarł najlepszy traktat w swym życiu i w całych dziejach Prus. Moralnością Fryderyka Wilhelma był sukces dynastii i żadne inne okoliczności nie mogły wpływać na jego działanie. Chociaż Elektor zawarł przymierze z Królem w Bydgoszczy pomiędzy jej warunkami było jednak zastrzeżenie iż układy z Królem i Rzecząpospolitą wtedy dopiero obowiązywać go mają gdy Leopold Król Węgierski i Czeski wejdzie także w te związki. Starał się Król usilnie aby nakłonić dwór Wiedeński do zawarcia z Elektorem układu. Wysłani do Berlina Montecucculi i Baron de Lisola mimo przeszkód ostatecznie doprowadzili do porozumienie.
Czy kurfurst uzyskał jeszcze jakieś korzyści od Marii Ludwiki w czasie jej wizyty w Berlinie – nie wiemy. Bieg wydarzeń jednak znacznie przyśpieszył.
Czas grał bowiem kluczową rolę dla ratowania Rzeczpospolitej. Kraj był notorycznie rozkradany już nie tylko przez najeźdźców – Szwedów ale także przez sojuszników – armię cesarską. Ci przez ponad rok od oblężenia Krakowa nieśpiesznie przemierzali Polskę, znosząc co prawda garnizony Szwedzkie ale przy okazji bezlitośnie ogałacając tereny, które wyzwalali. Tylko szybkie zakończenie wojny mogło uratować ojczyznę od zupełnej ruiny.
Kiedy 6 lipca 1658 roku Ludwika Maria przybyła, wracając z Berlina, do Międzychodu, wraz z towarzyszącymi jej 3 kompaniami Polaków i jedną kompanią ludzi cesarskich, była zapowiedzią rozpalenia się wojny nowym płomieniem. W Międzychodzie nie zabawiła długo, spożyła na zamku obiad i odjechała przez Sieraków dalej. Musiała się śpieszyć. Jej obecność u boku króla w Warszawie była bowiem niezbędna.

10 lipca 1658 roku w Warszawie rozpoczynał obrady sejm. Sprawozdający jego obrady podkreślali, że panował na nim inny na nim inny niż na wcześniejszych sejmach duch i porządek. Utworzono osobne komisje złożone z posłów i senatorów. Obrady odbywały się spokojnie, w największej tajemnicy, a co najważniejsze i najdziwniejsze, izba poselska działa zgodnie z życzeniami króla i senatu. Owocem tej zmiany były podobno konstytucje – niestety nieznane dokładnie – ale ustanawiające projekt reformy sejmów, przez zaprowadzenie przysięgi poselskiej i innego trybu głosowania. Sejm ten odrzucił projekt elekcji cara, zatwierdził alians z cesarstwem i Danią, oraz nieszczęsny traktat z elektorem oraz uchwalił poparcie wojny szwedzkiej i podjął układy z Kozakami.

To Ludwice Marii przypisuje się opracowanie koncepcji przeprowadzenia reformy państwa. Miała ona polegać na ograniczeniu, prowadzącej do anarchii, „złotej wolności” (w 1652 pierwsze liberum veto zerwało sejm) przez wzmocnienie władzy królewskiej i senatu oraz reformę sejmu (podejmowanie decyzji większością głosów). Tym celom także miało służyć ograniczenie wolnej elekcji przez wybór za życia Jana Kazimierza (electio vivente rege) jego następcy. Ten drugi element reformy łączyła królowa z ambitnymi osobistymi planami dynastycznymi. Myślała i usilnie pracowała nad elekcją kandydata francuskiego, który – ożeniony z jej siostrzenicą, Anną Henryką Julią, palatynówną Renu – uczyniłby z młodej księżniczki przyszłą królową Polski.

Dnia 27 lipca 1658 przybyła do Międzychodu cała armia cesarska posiłkująca wojska Jana Kazimierza w sile 10 000 ludzi i rozłożyła się w okolicznych wsiach. Ich dowódca marszałek polny Raimondo hrabia de Montecucculi zamieszkał w międzychodzkim zamku, cały sztab ulokował się w mieście zaś kancelaria wojenna mieściła się na probostwie, a kancelaria Montecuculego w szkole. Kilka dni później – 30 lipca odbyło się na polu pod Gorzyniem zgromadzenie wszystkich pułków, na którym z okazji koronacji cesarza rzymskiego oddano salwę honorową z 24 strzałów. Leopold I Habsburg (1640-1705) – król Węgier (od 1655), król Czech (od 1656), arcyksiążę Austrii (od 1657), został wybrany 18 lipca 1658 roku we Frankfurcie przez kolegium elektorów Świętego Cesarstwa Rzymskiego na króla niemieckiego i cesarza rzymskiego.
W wielkich opałach i utrapieniu była wówczas Wielkopolska. Szwedzi przechodzili tędy z północy na południe i z powrotem wielokrotnie. Ulokowawszy tu liczne prezydia grabili kraj i niszczyli czego nie zdołali rozgrabić. Miasta i miasteczka cierpiały najpierw w trakcie przegrywanych najczęściej walk obronnych, by ponownie tracić i ludzi i budynki podczas walkach o ich odbicie z rąk Szwedów i Brandenburczyków. W wielu miejscach działo się tak wielokrotnie. Zdemoralizowane oddziały za nic miały przyzwoitość a król Szwecji Karol X Gustaw jeszcze zachęcał do okrucieństw. W poczuciu bezkarności tak Szwedzi jak i ich polscy sojusznicy nie przestrzegali żadnych umów, paktów ani norm. Wreszcie i oddziały polskie w poszukiwaniu furażu i wiktu ogołacały coraz to większe przestrzenie z zapasów ziarna, jadła i zwierząt hodowlanych. Na koniec Wielkopolskę rujnował ponad roczny pobyt wojsk cesarskich. Ci aby się utrzymać i oczywiście bogacić prowadzili liczne rekwizycje i coraz to bardziej wymyślne egzekucje i kontrybucje do szczętu grabiąc chłopów, mieszczan i szlachtę. Cesarscy bowiem оrdуnansów królewskich nie słuchali.

Zniszczenie miast i wsi w czasie potopu miało dla Rzeczypospolitej długofalowe skutki. Populacja spadła o jedną trzecią. Ziemia leżała odłogiem. Znaczne ograniczenie areału ziemi uprawnej oznaczało wyraźny spadek eksportu płodów rolnych. W wyniku wojny doszło do całkowitego załamania produkcji rzemieślniczej. Jak wskazuje lustracja z 1660 roku, w niektórych miastach Korony nie było ani jednego rzemieślnika. Ogólna liczba rzemieślników w miastach województwa poznańskiego oraz kaliskiego zmniejszyła się o 65%. Spalone karczmy, kuźnie, browary i młyny, zrabowane narzędzia i towary, a nawet spuszczona woda ze stawów, były normalnym krajobrazem.
Tak w zaledwie 3 lata za sprawą powodowanej niskimi pobudkami zdrady pod Ujściem Wielkopolska z krainy mlekiem i miodem płynącej stała się biednym gruzowiskiem nieledwie. Tymczasem Ludwika Maria prowadziła nadal politykę umacniania swojej pozycji i kalkulowała jak tu wprowadzić na Polski tron powolnego jej woli i dbającego o dobro Gonzagów króla. Jej zabiegi w jakimś sensie odniosły skutek.
Jedna z jej faworyt – Maria Kazimiera de La Grange d’Arquien, zapamiętana bardziej jako Marysieńka (1641-1716) została królową Polski, żoną króla Jana III Sobieskiego. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść
Literatura:
Kronika kościoła ewangelickiego w Międzychodzie w: Wielkopolska w świetle źródeł historycznych; Paweł Skowroda Wojny Rzeczpospolitej ze Szwecją; Bożena Fabiani, Ludwika Maria i Francuzi w Warszawie 1646-1668, „Studia Warszawskie” t. XXIV; Paweł Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów; Bożena Fabiani, Warszawski dwór Ludwiki Marii; Paweł Skowroda, Wojny Rzeczpospolitej ze Szwecją; Ludwik Kubala, Szkice historyczne; Michał Dymitr Krajewski, Dzieje Panowania Jana Kazimierza Od Roku 1656 Do Jego Abdykacyi; Wespazjan Kochowski, Historya panowania Jana Kazimierza; Białkowski Leon, Szkice z życia Wielkopolski w siedemnastym wieku;
Roman Chalasz©2020
Ilustracje pochodzą z domen publicznych głównie z: polona.pl – Biblioteka Narodowa.
Nie będę wymieniać polskich panów, którzy złożyli przysięgę Karolowi Gustawowi. Wśród nich przyszły król!!!. Dopiero gdy szansa Szwedów się pogorszyła, niektórzy ze wstydem stanęli po właściwej stronie. Jan Kazimierz był słabym królem. Po walkach o Warszawę gdzie Maria Ludwika pokazała swój charakter, ster państwa za cichą zgodą króla przechodzi w jej ręce. Trudne to było do zaakceptowania przez możnowładców. Jej dyplomacja oraz wielki posag pozwoliły jej kupować polskich panów, którzy nie mieli obiekcji brać solidnych pensji, choć skarb państwa był w opłakanym stanie. Dopiero po 200 latach historycy doszli do smutnej prawdy że niektórzy z nich brali solidne pensje zarówno od państw sprzymierzonych jak i przeciwników polskiej polityki. ( nawet Lubomirski). Następny król M.K.W. to dopiero katastrofa. Ciekawe czasy. Sienkiewicz też im się nie oparł.
Lista polskich możnowładców, którzy złożyli przysięgę Karolowi jest rzeczywiście bardzo, bardzo długa. Inną rzeczą jest jednak ślubować “nowemu” królowi zdradzając tego, któremu ślubowało się wcześniej, a zupełnie inną popieranie “nowego władcy” własnoręcznie dokonywaną kaźnią współobywateli, morderstwami i ogniem. Słaby król – Jan Kazimierz, a zachowywał się jak Pan Bóg – wybaczał wszystkim, wszystko.